Archiwum 16 kwietnia 2016


kwi 16 2016 Piękne, czerwone Renault
Komentarze: 0

Nie cierpię samochodów wulgarnych, rzucających się w oczy, wielkich, które niczym nafaszerowany kulturysta, rozpychają się na ulicach miasta.

Zwłaszcza SUV wywołują u mnie przerażenie. Marne jest to ludzkie ego, skoro trzeba je ciągle doładowywać w taki sposób. Wielki silnik, patrzenie na innych z wyższego miejsca, napęd na cztery koła, chociaż pan za kierownicą nie jeździ dalej niż kilometr poza miast. Co będzie następne? Luksusowe ciężarówki?


Dlatego podobają mi się samochody miejskie, takie jak Renault Clio, to najnowsze, zwłąszcza to w pięknej czerwieni.

Clio Kombi to moim zdsniem najładniejszy pojazd jaki obecnie można kupić w salonach. Piękna linia nadwozia, świetne dodatki, śmiałe linie.

Bardzo cieszy mnie też nowoczesny napęd samochodu - bardzo ekologiczny, bardzo oszczędny. Nie zgadzam się z tezą autora tego artykułu o Clio że auśo to moze się psuć a trzycylinfrowy silnik będzie sprawiał problemu, a do tego będzie nietrwały.


Moim zdaniem jednostka TCe, na rozrządzie, wytrzyma bez problemu i trzysta tysięcy, jak bedzie odpowiednio eksploatowana. Właściwy serwis, właściwy olej, nie traktowanie auta jak pojazdu sportowego i wszystko będzie w porządku. To, że świeca kosztuje 50 złotych, to żaden problem, wymienia się ją raz kiedyś, świece Volkswagena są jeszcze droższe. A cewka, nawet za 800 złotych, starczy na całe życie auta.

 

Zatem nie ma co bać się Clio, tylko cieszyć sie, jeśli kogoś na nie stać. Jest piękne.

 

kwi 16 2016 Smutne życie smutnego osiedla
Komentarze: 0

Jest wieczór, godzina dwudziesta pierwsza. To bez znaczenia, czy to czwartek, piątek, czy sobota. Zawsze jest tak samo.

Pusto...

Na ulicach nie ma nikogo, poza nielicznymi lumpami w dresach, szukającymi okazji do zdobycia pary złotych na piwo w otwartej jeszcze o tej porze Żabce.

Przed domami stoją wyczyszczone samochody. Choć każdy ma bramę i swój garaż, na ulicy nie ma miejsca do spaceru. Stoją metalowe wizytówki bogactwa właściciela. Im większy i droższy, tym lepiej. Nie ważne, że w środku właściciel zajada chleb z cebulą, wazne, że na zewnątrz stoi oznaka jego bogactwa.


Druga znajduje się w salonie. To telewizor. Jak największy. Znikają firanki i zasłony, żeby było widać pięćdziesięciocalowego potwora, świecągego za oknem. Nie ważne, co w nim jest, ważne, żeby świecił, grał kolorami, żeby go było widać za oknem.

 

A ludzi... nie ma.

Na ulicy nie ma nikogo. Młodzi siedzą przed ekranami komputerów, grają, blogują, czatują. Nieliczni pojechali bawić się do miasta, tańczyć w podmiejskich spelunach, zażywać seksu na kanapach starych gratów.

Średniacy znudzeni już sobą patrzą przez okna, żeby ktoś docenił ich krwawicę, ich auto i ładną elewację domu, wielki telewizor. Bo reszty nie widać, a ta reszta jest taka nędzna, że nawet dobrze, że jej nie widać. A kiedy już nikt nie spojrzy z podziwem na auto, dom, wielki telewizor i firmową sukienkę, zostanie pustka i ta nędzna rzecz, która jeszcze łączyła mieszkających razem ludzi, zniknie bezpowrotnie.


Starsi mają już wszystkiego dość. Oglądają, czytają, gotują, nudzą się..


A na ulicach pusto. Czasem tylko kot przebiegnie drogę, taki zwykły dachowiec, bo te lepsze są trzymane w domach, rasowe, jak lalki do zabawy i do robienia głupawych zdjęć na Facebooka.

 

Właśnie, Facebook, jedyne okno na świat. Tam wszystko jest inne, bardziej kolorowe, cudowne, bajeczne, bogate, tam kwitnie miłośc, szczęście i interesy.

A na ulicach nikogo. Bo nie ma kto tego szczęścia, przyjaźni i miłości rozdzielać. Wszyscy fałszują je na Facebooku.

Tworzą zakłamaną wizję swojego świata, w którą sami nie są w stanie uwierzyć nawet po dużej butelce wódki.

Miasto śpi