Archiwum 23 kwietnia 2016


kwi 23 2016 Samochody elektryczne to banał
Komentarze: 0

Prawdziwy samochód musi mieć silnik spalinowy. Obojętnie, czy Diesla czy benzynowy. Obojętnie, czy czterocylindrowy, czy sześcio, czy trzy. Obojętnie, czy litrowy, dziewięćsetcentymetrowy czy czterolitrowy. Obojętnie, czy działający z automatem czy skrzynią manualną.

Samochód z silnikiem spalinowym to cudowny dźwięk po włączeniu zapłonu. To pierwsze dygotanie silnika, który chce rozpędzić rozrusznik. To rozkoszne drżenie kabiny na biegu jałowym. To cudowny dźwięk silnika, który mruczy albo krzyczy, zależnie od tego, jak jedziemy. To pracujące serce, popijające benzynę, w którego krwioobiegu krąży olej silnikowy. To tykający organizm, w którym wyczuwa się każdy niewłaściwy ruch. On oddycha, on nas słucha, on jest sercem naszego auta.

 

W samochodzie elektrycznym nie ma prawdziwego, mechanicznego serca. Jest sztuczne serce, jak w szpitalu, podtrzymywane energią z baterii. Nie ma skrzyni, którą kontrolujemy bieg tego serca. To auto w ogóle nie daje radości. Nie ma w nim dżwięku, który kochamy, nie ma w nim zapachu, tego charakterystycznego zapachu kabiny i woni spalin. Nie ma żadnej więzi, która powstaje, gdy dolewa się olej, dba o odpowiednie dokręcenie każdej śrubki i o właściwe podłączenie każdego kabla. Auto elektryczne to obcy w naszym garażu, który do naprawy wymaga wizyty elektryka.

 

Nie, nie namówicie mnie na Teslę ani na żaden inny wynalazek. Nie ma mowy.

Silnik elektryczny to jest dobry do napędzania tramwaju albo pociągu, a nie do samochodu.